Historię Zieleniaka znam od zawsze
Opowieści mojej mamy były bardzo sugestywne i na tyle przejmujące, że w pewnym sensie byłam tam razem z nią. Zaczęło się od Kopińskiej i palącego się domu. Początek sierpnia 1944r. Ucieczka. Widziałam to nieraz w swoich snach. Młode małżeństwo z czwórką dzieci. Biegną ze schodów. Mała Halinka żegna się w duchu z pozostawioną w pośpiechu ukochaną lalką. Nigdy już jej nie odzyska. Ani tej, ani żadnej innej, która by mogła ją zastąpić. Bo po tym, co się wtedy wydarzyło małe dziewczynki już się nie bawią lalkami.
Cała szóstka biegnie w przerażeniu ulicą Opaczewską wraz z innymi mieszkańcami Ochoty.
Dookoła płoną kamienice. Mamo, mamo, dlaczego? Ta lalka? Może da się ją odzyskać? Wiesz, że ja też miałam swoje ukochane lalki. Miałam ich dużo. To trochę tak było, że kupowałaś te lalki dla siebie, wiem. Wiem, też że żadna z nich nie była tak piękna i kochana jak ta która spłonęła w kamienicy na Kopińskiej. Dla Ciebie nie była, ale dla mnie tak. Bałam się o nie.
Tą najukochańszą trzymałam zawsze gdzieś po ręką,
żeby w razie pożaru, nie trzeba było szukać, żeby chwycić i utulić i zabrać ze sobą. Zabrać i nikomu nie oddać. Potem Zieleniak. Twardy bruk. Okropny upał. Nie chce wracać do szczegółów Twoich opowieści. Nigdy za Twojego życia nie chciałam ich słuchać. Kiedy tylko zaczynałaś - uciekałam. Uciekałam przed odpowiedzialnością za Ciebie. Byłaś cały czas tą małą Halinką przerażoną zapłakaną ukrytą pod stertą szmat i dywanów. Czy udało się Ciebie ochronić przed najgorszym?
Mamo, nie dałam rady Ci pomóc.
Nie potrafiłam. Jakbym tam była z Tobą, schowana po tymi dywanami, też sztywna z przerażenia. W dzieciństwie często lubiłam chować się po łóżko. Chować się. Żeby być niewidoczna. Żeby nikt mnie nie znalazł. Tak było lepiej być schowaną. Albo przykrywałam się kołdrą na głowę i wtedy byłam bezpieczna, tak jak ty po tymi dywanami. Mamo … pozwól mi spróbować odzyskać Ją - twoją lalkę, za którą tak tęskniłaś. Śniła mi się.
Była jak żywa. A może była żywa?
Miała na sobie białą sukienkę, naprawdę! Białą! Żadnych zadrapań żadnych śladów płomieni, żadnych śladów krwi, żadnych śladów szarpaniny. Uśmiechała się. Promieniowała z niej prawdziwa radość. Czysta radość. Jakby się czas cofnął do sierpnia 1944r. Zatrzymał i ruszył na nowo w zupełnie innym kierunku. Biała sukienka z welonem, a w rękach trzymała białą różę.
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.